wtorek, 29 kwietnia 2014

Startupowy Londyn, czyli koty, sery i internety

"Niezwykłe rzeczy dzieją się w Londynie!" - tak w najnowszym wydaniu Tech City News Boris Johnson, burmistrz stolicy Zjednoczonego Królestwa, zachwala maniakom technologii tę metropolię. Faktycznie, w tym sloganie trudno szukać pięknych, marketingowych, ale pustych obietnic. Niczym geekurysta (geek+turysta ;-) ) miałem przyjemność uczestniczyć w jubileuszowym spotkaniu LEGup, gdzie mogłem poczuć namiastkę życia w startupowym sercu Europy.


Czym jest LEGup?

Satysfakcja z obecności na imprezie londyńskich twórców aplikacji i gier była równie duża, co dotarcie do miejsca, w którym się odbywała. O ile dla londyńczyków podróż do Google Campus była po prostu rutynową przejażdżką do centrum, tak dla 22-letniego gościa z Polski, który potrafi zgubić się na Dworcu Centralnym w Warszawie, była to wyprawa porównywalna z wyczynem Fileasza Fogga. Na szczęście w dobie GPS i z pomocą uprzejmych Brytyjczyków obyło się bez wielogodzinnego krążenia po obych dzielnicach.


To tyle z dygresji włóczęgi-austostopowicza :-) Jesteście ciekawi czym jest LEGup?

LEGup (London Educational Games) to grupa, której celem jest łączenie i integrowanie osób zaangażowanych i zainteresowanych tematyką tworzenia edukacyjnych gier i aplikacji. Często jest inicjatorem spotkań i wydarzeń mających promować twórców i pomagać rozwijać ich produkty. Nie czuję się wystarczająco kompetentny, by opowiedzieć więcej na temat tej inicjatywy, więc zachęcam do odwiedzenia ich strony.

Jak znalazłem się na imprezie urodzinowej?

Jak już mieliście okazję przeczytać - zawsze, ale to zawsze szukam okazji, by wpaść na szkolenie albo spotkanie i poznać nowych ludzi, którzy dzielą się swoimi zajawkami. Nie inaczej było w Londynie. Zresztą byłby to niewybaczalny grzech odwiedzić największe centrum biznesowe świata i nie poczuć atmosfery branży!

W Londynie jest dosłownie wydarzenie na wydarzeniu związane z nowymi technologiami. Nie powinno to dziwić, skoro w tej metropolii działa w tym sektorze blisko 35 000 przedsiębiorstw zatrudniających około 156 000 osób (sic!). Problemem związanym z wybraniem odpowiedniego wydarzenia był więc raczej ich nadmiar. Szczęśliwym trafem udało mi się znaleźć zapowiedź spotkania podsumowującego 3-lecie istnienia LEGup i po kontakcie z co-founderką Kirsten Campbell Howes (dzięki Bogu za twittera!) mogłem przygotowywać się do pierwszego międzynarodowego spotkania w mojej karierze ;-)

Koty i programowanie

Pierwszym prelegentem, który wystąpił podczas spotkania była Joe Twist, CEO UKIE. Joe opowiadała o swoich pasjach - kotach i grach. Wszyscy doskonale wiemy, że koty ratują i podbijają internety, ale połączenie tych dwóch rzeczy i odnalezienie tak trafnych porównań między programowaniem, a czworonożnymi zwierzętami chadzającymi własnymi ścieżkami było dla mnie co najmniej zaskakujące. I wcale nie chodzi tylko o samotność (stereotypowe forever alone programistów ;-) ) czy indywidualizm kotów.

Temat bardzo ciekawy, a dużo więcej dowiecie się z tego artykułu ze strony The Guardian.


Koty, myszy, ser i ciężarówka

Kolejną gwiazdą wieczoru był Rob Davis z Playniac. Ku uciesze zgromadzonej publiczności Rob poinformował, że zagramy w grę o kotach, myszach i serze. Brzmi dziwnie? Dziwniejsze było to, że wszyscy technomaniacy na dobre półgodziny zapomnieli o wirtualnych świecie i swoich mobilnych urządzaniach (tak, istnieją jeszcze gry, które nie wymagają najnowszego iPhona i dostępu do internetu)! Gra nazywa się "Cat on yer head" i, całkowicie szczerze, była jedną z najzabawniejszych i angażujących gier towarzyskich w jakie grałem. Zadaniem tej nieskomplikowanej rozgrywki miało być ukazanie w zrozumiały sposób mechanizmu gier.

W skrócie - zasady gry są dziecinnie proste. Jest tłum, jest kot i są myszy. Kot oczywiście łapie myszy, a gryzonie lgną do sera. Bycie kotem albo bycie myszą jest "przekazywane" z jednej osoby na drugą poprzez dotknięcie ręką i głośne powtarzanie "cat, cat, cat..." bądź analogicznie "mouse, mouse, mouse..." (nie pytajcie - sprawdźcie na video). Coraz dziwniej? To dopiero preludium do dalszej zabawy :-) Jej prostota pozwala na dowolną modyfikację, co wzbudza jeszcze większą radość uczestników i pozwala zupełnie zmienić jakość rozgrywki. Tak więc szybko dodaliśmy sery, które musiały zjeść myszy zanim zostały złapane przez kota, ustawiliśmy pułapki na myszy, a przejście między rzędami patrolowała ciężarówka, która czekała na nieostrożnego kota przebiegającego przez jezdnie. Polecam obejrzeć na youtube jak wyglądała nasza rozgrywka i wypróbować na kolejnej imprezie!



Koty, memy i język hiszpański

Wisienką na torcie imprezy urodzinowej był Ben Whately, COO firmy Memrise, który przekonywał w jaki sposób koty mogą pomóc w nauce języka hiszpańskiego. Zaprosił nas przy okazji do przetestowania najnowszej inicjatywy - CatAcademy. Memrise dzięki zabawnym memom, które łączą się z użytecznymi frazami w języku obcym pozwala z humorem i efektywnie zapamiętywać nowe wyrażenia. Koncepcja ta została opracowana na podstawie wieloletnich badań psychologicznych, socjologicznych, pedagogicznych i lingwistycznych i wydaje się sensowna. Potwierdza to także popularność aplikacji.


Piwo, chipsy i przekąski

Impreza nie mogła się obyć oczywiście bez mniej oficjalnej części, podczas której piwo i przekąski umilały wymianę poglądów. Świat startupów, który znam pod tym względem się nie różni. I bardzo dobrze, bo atmosfera luzu i pasji sprawia, że mam ochotę na częstsze odwiedziny takich wydarzeń.
 

A kolejne już za miesiąc. Oczywiście chodzi o infoShare!

PS. Co warto sprawdzić i kogo warto obserwować na twitterze?

@campbellhowes - założyciel @edugameshub
@Doctoe - CEO @uk_ie
@playniac

Catonyerhead.com
Kanał edugameshub na Yb z nagraniami prezentacji
Blog edugameshub - pozwolił mi odświeżyć pamięć o przebiegu LEGup :)


Maciej Biegajewski
maciej.biegajewski@gmail.com
@biegajewski

wtorek, 15 kwietnia 2014

Personal Branding Polska, czyli wielkie WOW.

Muszę przyznać, że jestem szczęściarą, do tego mocno uzależnioną od facebooka. Ale gdyby nie moje uzależnienie, pewnie nie zobaczyłabym konkursowego posta od Personal Branding Polska i nie wygrałabym wejściówki na konferencję.

#tyle wygrać



Ale o co chodzi?

Personal Branding Polska to wydarzenie skierowane do mikro i małych przedsiębiorstw z województwa pomorskiego. Ja nie jestem właścicielką przedsiębiorstwa (jeszcze nie!), ale żywo interesuję się wszystkim, co może przydać się do rozkręcenia własnego biznesu.

Jak było? 

Szkolenie rozpoczęło się o godzinie 9:30 w Olivia Business Centre, naszej perełce na mapie dynamicznie rozwijającego się Gdańska. Pomysłodawczynią i pierwszą prelegentką była pani Anna Szubert. Kobieta o niesamowitej wiedzy, z ukończonymi certyfikatami w USA, wykładowca akademicki i prelegentka wielu prestiżowych konferencji. Jej wykład poświęcony był budowaniu marki własnej osoby - bo tym jest personal branding w skrócie. 

"Nieważne, co o Tobie mówią teraz, ważne, co powiedzą po Twoim wyjściu z pokoju". 

Przemawiała Olga Długokęcka, dziennikarka TVN24. Mamy ogromną szansę pojawić się na żółtym pasku informacji, tylko musimy wiedzieć jak :) 

Poznałam Bartosza Cicharskiego, właściciela Gdańsk z dołu. Jak wypromować siebie w sieci - czyli personal branding oczami blogera.

PS. Na swoim blogu poleca miejsce, gdzie można zjeść pyszne pierogi. Byłam, spróbowałam, również polecam. Jeśli macie na nie ochotę, sami sprawdźcie, gdzie to jest :) 

Michał Leszczyński z GetResponse opowiedział, dlaczego ważne jest prawidłowe zarządzanie e-mail marketingiem i jakie korzyści to za sobą niesie. Mogę Wam zdradzić, że każda złotówka zainwestowana w profesjonalny e-mail marketing może przynieść zysk rzędu 280 zł. Chyba warto? :)

Ewa Piwkowska, "władca słowa i internetów" w agencji reklamowej opowiedziała, jak prawidłowo bawić się słowem, aby zainteresować potencjalnego klienta.

Ciekawostka:
Dlaczego nie wolno używać "Witam" w mniej lub bardziej oficjalnych e-mailach? Od zawsze było to dla mnie bolączką  i unikałam tej formy, ale nigdy nie pamiętałam, jak uzasadnić moje przekonanie. Teraz już wiem. "Witam" stosujemy wyłącznie wtedy, kiedy witamy kogoś w naszych drzwiach. Koniec kropka. 
Poprawne formy to "Dzień dobry", "Dobry wieczór", "Szanowny Panie/Szanowna Pani". 

W zastępstwie za Igę Hintz, dziennikarkę i redaktorkę wp.pl swoją obecnością uraczyła nas Kasia Piętka, marketer zajmujący się social media w Implix. Opowiedziała, czego nie robić na facebooku. 
No niestety, zdjęcia małych kotków nie pozwolą nam wygrać Internetów. 

I wielka niespodzianka! Monika Czaplicka zupełnie spontanicznie pojawiła się i uraczyła na 10-minutowym wykładem streszczającym jej książkę "Zarządzanie kryzysami w social media". Polecam jej fanpage Kryzysy w social mediach wybuchają w weekendy.

Książka jest już w drodze, wesprze moją branżową biblioteczkę :)

No i najważniejsze: networking. Poznałam mnóstwo osób, które prowadzą już swój biznes i chętnie pomogą tym mniej doświadczonym.

Studia studiami, ale czasami można poświęcić jeden wykład, aby znaleźć się w zupełnie innym świecie. Jak widać, okazji jest mnóstwo ;-) 

piątek, 11 kwietnia 2014

Marketing partyzancki, czyli jaki?

W środę miała miejsce konferencja z cyklu "Psychologia i Biznes" na Wydziale Nauk Społecznych UG. Nie byłam na niej :)
Ale bonusem do konferencji były warsztaty - na jeden z nich udało mi się zapisać. Był to warsztat z marketingu partyzanckiego, ale w ujęciu nietypowym. 

KLUCZOWE PYTANIE: Jak student może go wykorzystać do budowania wizerunku swojej osoby jako marki? 

1) Facebook jest Twoją wizytówką + co raz pojawi się w sieci, zostaje tam na zawsze.

To proste stwierdzenie powinno stać się mottem co niektórych lokalnych celebrytów :) Pewnie każdy z Was ma wśród znajomych osobę, która wrzuca całą masę fotek z pleneru ze znajomkami, z pobytu w toalecie, udostępnia obrazki z kotkami, pracuje w "Szlachta nie pracuje" i ukończyła "Wyższą Szkołę Lansu i Baunsu". Badania nie kłamią - 75% rekruterów pierwsze kroki kieruje do social media - facebook.com, LinkedIn, Goldenline - to trzy pierwsze wymieniane przez nich portale. Wystarczy wpisać nazwisko w Google, a można znaleźć wiele ciekawych informacji. Co pomyśli o Tobie potencjalny pracodawca, gdy w Internecie znajdzie zdjęcia z mocno zakrapianej imprezy, półnago i w nieciekawym towarzystwie? Oczywiście ten obraz jest przejaskrawiony, ale zdjęcia, które pojawiają się np. na wiocha.pl? Ktoś komuś je zrobił :) A wykasowanie zdjęcia czy kompromitującego wpisu nic nie zmieni. 
Wniosek? Zacznij od budowania swojego wizerunku w social media. 

2) Market your life. Potraktuj siebie jak produkt. 

Brzmi to poniekąd przedmiotowo, ale uwierz, że jesteś produktem. W dzisiejszych czasach musisz dobrze siebie sprzedać, aby ktokolwiek zechciał Cię zatrudnić. Twój potencjalny pracodawca staje się klientem Twoich usług. Konkurencja nie śpi, a rywalizacja na rynku pracy każe nam stawać na głowie, żeby dostać porządną, wymarzoną pracę. 
Tutaj też warto wrócić do punktu pierwszego - skoro jesteś produktem, to należy budować swoją markę - Twój wizerunek. 

3) Wyróżnij się!

Pokaż pracodawcy, że Twoja propozycja jest unikalna. Że nikt inny nie spełni jego oczekiwań lepiej niż Ty. Weźmy taki młotek. Po co klient go kupuje? Żeby mieć kolejne narzędzie? Nie. Żeby zawalało miejsce w garażu? Nie. Żeby wbić gwoździa? Też nie! Po to, żeby przybić coś do ściany. Jest to jego potrzeba, a Ty proponując mu kupno młotka, rozwiązujesz jego problem z chęcią powieszenia obrazka. Tak samo jest z Tobą - każdy teraz potrafi pracować w grupie, każdy umie się komunikować, jest kreatywny, pomysłowy, każdy ma ukończone studia, znajomość dwóch języków i umiejętność obsługi komputera... Wymieniać można sporo. Znajdź w sobie coś, co wyróżni Cię spoza innych i zaproponuj swojemu klientowi rozwiązanie jakiegoś problemu. 

Więcej Wam nie zdradzę ;-) Natomiast zachęcam do bywania na takich spotkaniach. Cały warsztat był bardzo inspirujący, zachęcający do dyskusji i przede wszystkim przeprowadzony przez specjalistę, praktyka, a przede wszystkim sympatyczną osobę - Magdalenę Pawłowską, właścicielkę agencji PR Insource. To już kolejne moje spotkanie z panią Magdą i jak zawsze moje oczekiwania zostały zaspokojone. Wierzę, że nie ostatnie ;-)