niedziela, 28 kwietnia 2013

Tanie po Polsce podróżowanie - subiektywna opinia o Polskim busie

Wybaczcie kwietniowy zastój na blogu. Najpierw niespodziewany powrót zimy, później nagła eksplozja radości z powodu nadejścia oczekiwanej wiosny, a na końcu zimny prysznic po uświadomieniu sobie o zbliżającym terminie złożenia pracy licencjackiej. Obowiązki obowiązkami, ale w końcu jesteśmy w przededniu majówki, czyli ulubionego (bo wolnego, długiego i ciepłego) weekendu wszystkich Polaków. Z tej okazji luźny wpis tworzony w ekstremalnych warunkach z powodu awarii klawiatury. Zerknijcie w wolnej chwili na te kilka akapitów w przerwie między grillowaniem, a bujaniem w hamaku ;-)

Pewnie nie raz już wspominałem, że nie wysiedzę zbyt długo w jednym miejscu i co chwila zmieniam swoje miejsce zamieszkania. Nie inaczej było tym razem i postanowiłem wykorzystać możliwość podróży nowo otwartą linią P12 popularnego przewoźnika Polskibus.com. Autokary w konkurencyjnej cenie od czwartku 25 kwietnia kursują na trasie Gdańsk-Toruń-Łódź-Katowice-Kraków-Rzeszów. Szczególnie zainteresowała mnie możliwość w miarę szybkiego i taniego przejazdu do miasta włókniarzy.

Do tej pory miałem wątpliwą przyjemność podróży do trzeciego (co do liczby ludności) miasta Polski korzystając z usług PKP. Tutaj właściwie mógłbym zakończyć recenzję "ulubionego" przewoźnika wszystkich podróżujących, ale pokuszę się o kilka zdań. Cena (bilet studencki 34 PLN + miejscówka) w stosunku do czasu jazdy (około 7h), prędkości (400 km w 7h daję nam średnio 57 km/h) i komfortu podróżowania nie jest moim zdaniem okazyjna. Choć może to cena za nutkę adrenaliny kogo interesującego spotkamy w przedziale, zwłaszcza w trakcie kursów nocnych? Moimi współtowarzyszami jazdy byli już więźniowie przebywający na warunkowym zwolnieniu czy fan Ryszarda Riedla o wieloletnim stażu i podobnych zamiłowaniach co do uśmierzania swojego egzystencjalnego bólu.

źródło: pkp.pl | stan na 28.04.2013 r.
Wiadomość o uruchomieniu alternatywy dla transportu kolejowego była nie tylko dla mnie niczym wybawienie. Nic dziwnego, że większość mieszkańców Trójmiasta skorzystała z okazji i licznie wybrała się na Podkarpacie. Ja także postanowiłem nie przegapić takiej okazji i zaopatrzyłem się w bilety w cenie od 1 do 5 PLN.  W dziewiczy rejs z dworca PKS w Gdańsku do stacji Łódź Kaliska wyruszyłem o godzinie 23:15, by dotrzeć na miejsce o 4:40. Szczelnie wypełniony pasażerami autokar jechał najszybszą możliwą trasą, sunąc bezproblemowo przez autostradę A1. Oczywiście nie zabrakło kilku minusów organizacyjnych.

źródło: polskibus.com | stan na 28.04.2013 r.
Przede wszystkim  powolne wejście i zajęcie miejsc przez komplet podróżujących opóźniły o mniej więcej 20 minut odjazd piętrowego autobusu. Ścisk nie wpływał też pozytywnie na komfort jazdy, zwłaszcza w nocy, gdy marzeniem jest bez krępacji wyprostować nogi i opuścić nieco fotel do pozycji przynajmniej zbliżonej do leżącej. Po drugie reklamowany wszem i wobec dostęp do bezpłatnego Wi-Fi to raczej sympatyczny dodatek niż usługa z której możemy w 100% korzystać. Słaby sygnał i częste jego utraty nie pomagają w pracy czy swobodnym surfowaniu po sieci. Dodatkowo jeżeli nie jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami tabletu, smartphona czy innego kieszonkowego urządzenia mobilnego to nawet nie traćmy czasu na wyciąganie 15 calowego laptopa z torby. Gimnastyka z podłączeniem go do sieci i utrudnione przez brak miejsca korzystanie prędzej zirytuje niż pozwoli nam zabić nudę. Lepszym rozwiązaniem jest lektura, choć odnoszę wrażenie, że przez źle ustawione lampki, podczas nocnych kursów światło może przeszkadzań osobie siedzącej tuż obok nas. W trakcie nocnego rejsu zabrakło także słynnych przekąsek oferowanych przez hostessy, ale to za pewne troska o to, by nikt na noc się nie objadł ;)

Na pochwałę zasługuje natomiast fakt bardzo szybkiego spakowania rzeczy do bagażnika i skrupulatne jego wydawanie przez pracowników obsługi. Przy ponad 60 osobach nie jest to z pewnością proste i co najważniejsze - miejsca starczyło idealnie na każdą, nawet ponadwymiarową torbę.

autor: Ziggi 2011 | Ten plik udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0

Podsumowując - Polskibus.com to konkurencyjny przewoźnik, który od dwóch lat wyznacza na rodzimych drogach nowe standardy jakości. Z całą pewnością upowszechnił on podróże z jednego końca Polski na drugi i przybliżył do siebie miasta stając się głównym środkiem transportu dla studentów. Oby powstawało coraz więcej nowych tras, także do innych europejskich miast, i nie skończyło się tak jak w przypadku pewnych tanich linii lotniczych zamieszanych w aferę "Bursztynowego złota". Kto pamięta jeszcze o promocyjnych cenach 50 PLN za bilet lotniczy z Gdańska do Łodzi?

A mogło być tak pięknie...

P.S. Udanego wypoczynku, maturzystom połamania piór, a znajomym biorącym udział w Międzynarodowych Mistrzostwach Autostopowiczów miłego wypoczynku w Budapeszcie!

Maciej Biegajewski
maciej.biegajewski(at)gmail.com






poniedziałek, 8 kwietnia 2013

O sporcie, spełnianiu marzeń i napalonych laskach, czyli Łukasz Chwieduk i jego pasja.

Łukasz Chwieduk – student I roku Zarządzania na Uniwersytecie Gdańskim, mój dobry kolega, który ciągle zapominał o zajęciach :). Chodząca bomba radości, pozytywnej energii i niewyczerpalne źródło zabawnych dowcipów. Ma pasję, którą niespecjalnie lubi się chwalić, bo jest też wyjątkowo skromny. A jest o czym mówić: po „wygooglowaniu” jego nazwiska pierwsza strona to www.lukasz-chwieduk.com – oficjalna strona Mistrza Europy Freestyle football!

Do tej pory podrzucanie i kopanie piłki w dziwnych pozycjach kojarzyło mi się z podwórkowymi zabawami małolatów, którzy w wakacje umilali sobie czas. A jednak. Jest to dyscyplina sportowa znana na całym świecie, dla której odbywają się mistrzostwa na różnych szczeblach.

Poznajcie Łukasza (i jego sztuczki):





Jeśli już zapoznaliście się z filmikiem to możemy przejść do rozmowy, jaką przeprowadziłam z Lukim. Zapraszam serdecznie! 

Kasia: Zacznijmy pytaniem standardowym. Opowiedz mi, od czego się zaczęło?

Łukasz: Wszystko zaczęło się w 2006 roku, kiedy obejrzałem filmiki Psony i Lebiody (Łukasza Psonki i Tomasza Lebiockiego – przyp. K. W.), ojców polskiego freestyle. Inspiracja przyszła z Internetu, tak to już jest w dzisiejszych czasach [śmiech]. Tylko, że to jest o wiele starsze, niż się wydaje.

Kasia: To znaczy?

Łukasz: Czekaj, zadzwonię do Lebiody, żebyś miała potwierdzone info. [Po chwili:] Filmik powstał w 2005 roku. A ja go obejrzałem we wrześniu 2006 roku. Wcześniej oglądałem tylko filmiki Nike Joga Bonito [Nike Joga Bonito ], gdzie grał na przykład Ronaldinho i tak wstępnie się zajarałem. I kopałem sobie na podwórku po tych filmikach Nike. I we wrześniu 2006, jak już zaczynałem naprawdę grać, to umiałem trzymać już piłkę na karku dzięki tym filmikom Nike [śmiech].

Kasia: No dobrze, więc kopałeś na podwórku, ale jak to się stało, że jesteś teraz mistrzem Freestyle? Masz mentora czy sam stoisz za swoim sukcesem?

Łukasz: Mistrz to pojęcie względne, jestem w czołówce, a nie mistrzem. Tutaj na razie nie było i nie ma trenerów, więc wszystko trzeba robić samemu, ale to jest w tym właśnie najlepsze. Bo kopiesz, piłka gdzieś ci spadnie i widzisz, że możesz ją odbić daną częścią ciała albo złapać ją w jakiś nietypowy sposób. I już masz trik. I tak codziennie, coś nowego. Oczywiście są pewne kanony trików, które można opanować (można, ale nie trzeba) i gra się wtedy trochę łatwiej. Czyli ta praca samemu jest bardziej owocna, bo ty i tylko ty wiesz, co ci się podoba.

Kasia: Ile czasu zajmują Ci treningi? Nie kolidują z nauką?

Łukasz: A to zależy.

Kasia: Od czego?

Łukasz: Przez ostatnie półtora roku grałem po dwie godziny dziennie, bo mi się nie chciało więcej. Czasem nie chciało mi się iść grać, więc nie wychodziłem dwa dni pod rząd. I tutaj jest największy problem, bo łatwo zgubić motywację. I nie grać przez dłuższy czas. A to nie jest jak jazda na rowerze, że wychodzisz raz na miesiąc i umiesz jeździć.

Kasia: Czyli tylko systematyczna praca jest kluczem do sukcesu?

Łukasz: Zdecydowanie.

Kasia: Skąd bierzesz motywację do treningów?

Łukasz: Często filmiki innych graczy, wizja tego, co możesz zrobić na treningu. Dla mnie takim dobrym bodźcem jest też gra przy innych, to znaczy jak jestem w jakimś miejscu, gdzie ludzie widzą, że gram. W sumie to chodzi o napalone laski [śmiech]. I od 3 lat mniej więcej motywacją do wyjścia  jest wizja tego, że za miesiąc, dwa miesiące jest jakiś turniej. Ale to jest zły rodzaj motywacji, bo nie ma czasem przyjemności z grania, tylko presja zawodów. Od jakiegoś miesiąca zwiększyłem intensywność treningów i gram od 2 do 4 godzin dziennie.

Kasia: Wiem już, bo zdążyłeś mi to powiedzieć w rozmowie kilka dni temu, że rezygnujesz ze studiów. Czy to powód zwiększenia ilości treningów?

Łukasz: Nie, to nie jest powód. Zainteresowałem się zdrowym odżywaniem, kulturystyką i rozwojem ciała. To jest mega.

Kasia: Czy rezygnacja ze studiów nie jest dla Ciebie formą porażki?

Łukasz: Czytałem książkę o – uwaga! – odżywianiu i był tam rozdział o psychologicznym podejściu dążenia do upragnionej sylwetki.  Było tam napisane, że jeżeli dążysz do czegoś, to wszystkie błędy, jakie popełnisz, nie możesz nazwać ich błędami, tylko musisz pomyśleć, że jesteś o jedną „rzecz bliżej w dążeniu do spełnienia marzenia”.

Kasia: Skoro już wiemy, że zrezygnowałeś z aktualnych studiów, to jakie masz plany na przyszłość?

Łukasz: Akademia Wychowania Fizycznego i trener personalny. W najgorszym przypadku nauczyciel, ale i tak bym dorabiał jako trener Freestyle. Może jakaś szkółka, ale do tego potrzebny mi pośrednik, który zająłby się prowadzeniem biznesu od strony formalnej.

Kasia: Na uczelni, podczas zajęć, zauważyłam, że jesteś przykładem bardzo pozytywnego człowieka! Zawsze uśmiechnięty, sympatyczny, sypiesz żartami jak z rękawa. Skąd to się bierze?

Łukasz: Mam rodziców, mam pieniądze na życie, mam znajomych, mam to, co lubię. To czemu mam się nie cieszyć?

Kasia: Bo jesteśmy Polakami, narodem narzekającym. Zawsze znajdzie się powód, żeby nie być zadowolonym.

Łukasz: Prosty przykład: Twój pies też jest Polakiem, a nie narzeka! [śmiech]. Aha, i najważniejsze! Miłość – nie jestem smutny, bo mnie rzuciła. NIE! Bo po co? Wiesz, taki przykład: facet dostaje kosza od dziewczyny i nie jest mu smutno, bo niby dlaczego? Nic się nie zmieniło przecież. Wszystkie te dobre rzeczy to dodatki do życia, a jak ich nie będzie, to i tak nie tracisz na ogólnym zadowoleniu.

Kasia: Jak zdefiniowałbyś pasję? Bo rozumiem, że Freestyle to Twoja pasja.

Łukasz: To, co lubisz, chcesz kontynuować i robisz to bez względu na to, czy rodzice albo inni mówią, że to bez sensu.

Kasia: Jak myślisz, kim byś był lub gdzie byś się znajdował, gdyby nie Freestyle?

Łukasz: Nie mam pojęcia, nie zastanawiałem się. Pewnie byłbym mister Polonia [śmiech]. Wiesz, ja uważam, że nieważne, co bym robił, ważne, żeby robić to z pasją.

Kasia: Dzięki za rozmowę :) 





sobota, 6 kwietnia 2013

Idle time - wykorzystaj w pełni swój czas wolny!

Dzięki, że znowu do nas wpadłeś. Pewnie zdziwisz się co to za angielski potworek w tytule postu. Obiecuję, że razem z Kasią będziemy unikać neologizmów i makaronizmów, ale dzisiaj muszę zrobić wyjątek. Chcę się z tobą podzielić moimi przemyśleniami na temat zarządzania czasem, a konkretnie tzw. idle time.

Z tym terminem po raz pierwszy spotkałem się parę lat temu w sieci, ale nie starałem się rozszyfrować znaczenia tego terminu. W październiku miałem jednak okazję uczestniczyć w wykładzie "Managerial skills" gdzie poruszono tę kwestię. Może na początek głos oddam fachowcom, czyli krótka definicja ze słownika biznesowego.

Idle time - Non-productive time (during which an employee is still paid) of employees or machines, or both, due to work stoppage from any cause. Also called waiting time, allowed time, or downtime

Wracając do języka ojczystego - przedmiot moich wywodów w języku technicznym to nic innego jak czas przestoju (maszyny bądź człowieka), za który właściciel ponosi koszty. To surowe tłumaczenie nie oddaje jednak w rzeczywistości znaczenia tego terminu i nie wskazuje na szansę, które niesie odpowiednie zagospodarowanie okresu przymusowego "nic-nie-robienia".

http://akrobata.deviantart.com | This work is licensed under a Creative Commons Attribution-Noncommercial-No Derivative Works 3.0 License.
Masz gdzieś pod ręką swój kalendarz? Otwórz na dowolnej stronie i przeanalizuj razem ze mną jeden dzień ze swojego życia. Ja swój terminarz otworzyłem na chybił trafił. Padło na przedświąteczny wtorek. Wyglądał on mniej więcej tak:

7:30 - Pobudka
8:00 - Bieganie
9:30 - Zajęcia na uczelni
13:30 - obiad
15:15 - Zajęcia
18:30 - Spotkanie Koła Naukowego
21:00 -Domowe sprawy naukowe - zaległe i przyszłe ;-)

Na pierwszy rzut oka - brak czasu na przyjemności w postaci przeczytania choćby kilku stron książki. A jaki był ostateczny rezultat tamtego dnia? Połknięcie niemal w całości książki o Steve Jobsie. Gdzie tkwi klucz do rozwiązania zagadki? Pewnie już się domyślasz.

Droga na uczelnie to dla mnie minimum 25 minut spędzone w autobusie. W godzinach szczytu nawet 40 minut. Jeżeli spojrzysz dokładnie to zobaczysz, że tamtego wspaniałego dnia musiałem pojechać z Gdańska do Sopotu 4 razy (w tę i z powrotem, przed południem i po południu). Daje to 50 minut, a w praktyce około godziny, teoretycznie zmarnowanego czasu na podróż. To nie koniec - poranne 30 minutowe bieganie, a także przygotowanie obiadu i posprzątanie po nim (pół godziny) skutkuje kolejną godziną. Grosz do grosza, minuta do minuty i okazało się, że dysponuję 120 minutami (!) niewykorzystanego czasu. Udało się go jednak uczynić efektywnym. Wystarczyło sięgnąć po książkę i audiobooka.

This file is licensed under the Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported license.
Zastanów się nad tym. Czy jogging to nie idealny czas, by podszkolić języki obce puszczając zamiast energetycznej muzyki szybki kurs hiszpańskiego? Przygotowywanie śniadania to z kolei okazja do posłuchania wiadomości radiowych. Być może dużo jeździsz pociągami. Ja w przedziale PKP zazwyczaj wykonuje zaległe telefony albo przygotowuje plan działania na najbliższy tydzień.

Sposobów na zapobieganie marnowania czasu jest wiele. Odkrywaj je sam i dziel się z nami pomysłami! Pamiętaj, że sekundy, minuty, godziny to w dzisiejszych realiach zasoby droższe niż złoto czy ropa naftowa.

Maciej Biegajewski