wtorek, 28 maja 2013

Spotted, hejted, quoted - spontaniczny wpis o Facebookowych memach

Co chwila jako użytkownik (i to nadaktywny) Facebooka jestem widzem kolejnych trendów panujących na tym portalu. O ile wcześniejsze budziły we mnie lekki uśmiech (choćby przypominając sobie fanpage "Kiedy odmawiasz swojemu facetowi seksu gdzieś na świecie płacze panda") z powodu intrygującej i często pomysłowej gry słów ("Kiedy odmawiasz pandzie świata, gdzieś nad swoim seksem płacze facet" etc.), tak masowość pojawiających się ostatnio stron w najlepszym wypadku powoduje u mnie obojętność.

Co prawda temat ten został w różnych dziedzinach nauki zgłębiony chyba ze wszystkich stron, ale dla mnie wciąż pozostaje fascynujący. Skąd się wzięły memy? Dlaczego tak szybko rozpowszechniają się w internecie?

Mem (od gr. mimesis – naśladownictwo). W memetyce to nazwa jednostki ewolucji kulturowej, analogicznej do genu będącego jednostką ewolucji biologicznej. (...) Memy powielają się poprzez naśladownictwo, w procesie ich replikacji działa dobór naturalny. Podlegają również mutacji. (wikipedia.pl)

Co prawda jest to definicja biologiczna i odnosi się (wybaczcie za nieścisłości, nie byłem pilnym uczniem tego przedmiotu) do podstaw funkcjonowania organizmu żywego, a jak łatwo można przenieść ją do świata internetu.

W pewnym sensie eksplozja popularności memów jest moim zdaniem jakimś stopniem w ewolucji komunikacji międzyludzkiej i niejako naturalną konsekwencją istnienia i obecności ludzi w internecie. Bo czy istnieje bardziej sprzyjające środowisko dla błyskawicznego rozprzestrzeniania się wątpliwie użytecznej treści niż globalna sieć, gdzie ludzie spędzają większość wolnego czasu i szukają raczej informacji śmieciowych niż przydatnych z punktu widzenia nauki, kultury?

Na drodze ewolucji i postępu technologicznego nie wyzbyliśmy się pierwotnych instynktów i stąd z łatwością lajkujemy kolejne twory zdobywające popularność w internecie. Przeżyliśmy umierające pandy, boiskowe przygody Typowego Seby, spotty i hejty. Teraz raczymy się cytatami profesorów, nauczycieli i pasażerów ZTM. W kolejce czekają kolejne pomysły.

A kto na tym zyskuje? Marketing, otrzymując kolejne, silnie angażujące potencjalnych konsumentów, narzędzie komunikacji.


Maciej Biegajewski
maciej.biegajewski@gmail.com

wtorek, 21 maja 2013

Nasze życie pożerają drobiazgi*.

Zauważyłam ostatnio bardzo niepokojącą rzecz. I pewnie mnóstwo osób zgodzi się z moją tezą. Stwierdzenie „nie mam czasu pracować, bo mam zapieprz na fejsie” jest jak najbardziej adekwatne do mojej aktualnej sytuacji. Zbliża się sesja, najpierw kolokwia i różne projekty do zrealizowania, praca dyplomowa do złożenia, a ja spędzam dzień przeglądając facebook i sprawdzając, jak znajomym ciężko idzie pisanie licencjatów, że jest burza nad Gdańskiem, albo że dopiero wrócili z imprezy. Halo, coś tu nie gra! 

Dlatego sięgnęłam (zupełnie przypadkiem - jak mawia mój chłopak) do ebooka wygrzebanego w Internecie. Książka pod tytułem „Skup się. Prosta droga do sukcesu” uświadomiła mi, dlaczego codziennie wieczorem kładę się spać zmęczona natłokiem informacji i z wyrzutami sumienia, że marnuję czas siedząc w Internecie. 


Kluczem do zagadki okazało się nasze uzależnienie od ciągłej łączności ze światem poprzez skrzynkę pocztową, portale społecznościowe czy telefony komórkowe. Jesteśmy uwiązani, świat pędzi coraz szybciej, coraz więcej się dzieje, a w nas tkwi przekonanie, że musimy sprostać temu natłokowi informacji i być „na bieżąco”. Sprawdzamy każde powiadomienie na facebooku czy twitterze, kilkanaście razy dziennie zaglądamy, aby wiedzieć, co wydarzyło się u naszych znajomych, a każdy dźwięk przychodzącej poczty podrywa nas na krześle. Ja dałam się ponieść tej fali stałej łączności z innymi, chociaż tak naprawdę zastanówmy się – po co nam to? Czy naprawdę coś się stanie, jeśli nie będziemy wiedzieli, że Jola zmieniła status związku albo przeoczymy wpis, ze Andrzej dołączył do wydarzenia „studencki grill”? 

Nie chciałabym Wam zdradzać całej treści książki, gdyż liczę, że sami do niej sięgniecie. Ale chciałabym poruszyć problem, jaki został wyróżniony w jednym z rozdziałów. Problem zarządzania naszym czasem – otóż można go bardzo ogólnie podzielić na czas kreatywny i czas przyswajania informacji. Podczas czasu kreatywnego tworzymy teksty, prezentacje, uczymy się, krótko mówiąc – dajemy coś od siebie. Natomiast czas informacji to właśnie wyżej wspomniane przeze mnie przeglądanie portali społecznościowych, portali informacyjnych czy stron z zabawnymi obrazkami.
Z mieszanymi uczuciami zauważyłam i przyznaję się bez bicia, że większość czasu spędzam jednak nie kreatywnie, a przyswajając zupełnie niepotrzebne informacje. Stąd też mój dzień kończy się nie do końca zrealizowaną listą zadań, poczuciem przyswojenia zbyt wielu informacji i myślą, że jutro będzie jeszcze więcej do zrobienia. 

Zachęcam do przeczytania książki, można ją znaleźć na allegro.pl w dziale „ebooki”. Nie kosztuje ona wiele, a warto dowiedzieć się czegoś o przeszkadzajkach, sztuce koncentracji i radzeniu sobie z natłokiem informacji.

Tutaj można znaleźć fragment do przeczytania: http://chomikuj.pl/margolotta/Leo+Babauta/Ebook+Skup+si*c4*99.+Prosta+droga+do+sukcesu+-+Leo+Babauta(2),2304201170.pdf
 
Ja już jestem po lekturze i staram się wdrażać zalecenia autora. Na efekty jednak trzeba troszkę poczekać :) 

Na koniec filmik, który dosadnie podkreśla moje przemyślenia:

 

*tytuł posta to cytat brzmiący dokładnie: "Nasze życie pożerają drobiazgi. (…) Upraszczaj, upraszczaj". Henry David Thoreau

sobota, 18 maja 2013

infoShare 2013 - IT, New Media i dużo kofeiny

Świat się nieustannie zmienia. Dynamicznie, na naszych oczach, bezpowrotnie. To utarte slogany, bardzo dobrze znane z artykułów, wypowiedzi specjalistów. Obecne również w naszych codziennych rozmowach. Mimo wszystko często zdajemy sobie z tego sprawę dopiero w momencie, gdy mamy problem z obsługą nowych urządzeń, które musiały zastąpić starsze, wysłużone modele. Szybki rozwój techniczno-informatyczny, ale także społeczny, nie przebiega w sposób ewolucyjny, ale (przepraszam za mało naukowe i poprawne określenie) "survivalowy". Obecnie nie mamy już czasu jak w przeszłości na powolne, naturalne przestawienie się z telewizji czarno-białej na kolorową, z telegazety na internet, z odtwarzacza CD na MP3. Dostajemy nowy produkt, usługę i kilkadziesiąt sekund, minut na przystosowanie. 

Przystosowanie, bo na naukę jest już za późno. Technologia jest zawsze krok dalej.

By backofthenapkin  |Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

I niby wszystko wydaje się być oczywiste, ale dociera to do ciebie wtedy, gdy sam znajdujesz się w sytuacji, gdzie musisz szybko podjąć kroki przystosowawcze. Mnie do myślenia zmusiła konferencja infoShare 2013 odbywająca się w dniach 16-17 maja w Gdańsku.

Było to niezapomniane doświadczenie, starcie dwóch znanych mi światów, które możemy nazwać na wiele sposobów. Rywalizacja świata cyfrowego i analogowego? Spotkanie praktyki z teorią? A może wiedzy innowacyjnej z wiedzą akademicką? 

O wartości zaproszonych gości nie ma co dyskutować, bo prelegentami byli fachowcy i innowatorzy z całego świata. Była to dla mnie niepowtarzalna okazja, by wysłuchać m.in. Brendana Arakakiego, Fadi Bishara, Nicolasa Brussona, Rafała Brzoski, czy Macieja Budzicha, Natalii Hatalskiej i Pawła Tkaczyka. To tylko początek listy tych, którzy w ciągu dwóch dni poruszyli moje szare komórki i w pewien sposób zmienili postrzeganie dzisiejszego świata.

autor: infoShare |infoShare na fb

Właściwie to muszę być z wami szczery - będę pisał o konferencji entuzjastycznie i w samych superlatywach. Już od pierwszych chwil czułem tę gęstą atmosferę pomysłów latających w powietrzu. Wiecie o co chodzi? Wystarczy wyciągnąć rękę, zacisnąć dłoń i w najgorszym wypadku chwycimy inspirację nie z naszej działki ;-) Słuchanie wizji ludzi z Doliny Krzemowej było dla mnie niczym opowieści o Berlinie Zachodnim dla moich rodziców. Pomimo tego, że od ponad dwóch dekad jesteśmy zaliczani do tej lepszej części świata, a globalizacja raczej ułatwia nam podróże i wymianę informacji, to cały czas Silicon Valley jest dla mnie krainą abstrakcji, znaną z mądrych książek (niekoniecznie podróżniczych). 

A propos Berlina to moją sympatię wzbudził Christoph Räthke z Berlin Startup Academy. Nie przekonał mnie jednak opowieścią o zamiłowaniu do bigosu (choć to było miłe i wzbudziło uśmiech wielu osób), ale historią swoich pierwszych kroków ze startupami. Najbardziej do refleksji skłonił mnie moment, gdy Christopher przyznał się, że jego pierwsza firma (oczywiście związana z IT) została założona dokładnie w momencie "dot-com bubble". Jak widać nigdy nie jest na tyle źle, żeby się poddawać. Budujące :-)

Najlepszym, nie tylko moim zdaniem, wykładem była prezentacja Rafała Brzoski (founder and the CEO of Integer.pl) na temat sukcesu inPost i modelu biznesowym tej firmy. Do tej pory jedynie raz albo dwa skorzystałem z usług firmy, jeszcze w "erze przedpaczkomatowej", ale z ciekawości następne przesyłki z pewnością nadam inPostem. Możemy, jako Polacy, czuć się dumni z tej firmy.

W polemikę wdałbym się natomiast z Nicolasem Brussonem (BlaBlaCar), który przekonywał, że autostop umarł w latach osiemdziesiątych. Co prawda popularność tego środka transportu nie jest już tak wielka jak pewnie w czasach dzieci kwiatów, ale według mnie grono stopowiczów sukcesywnie się powiększa. Może, nawiązując do wystąpienia Natalii Hatalskiej, ma to związek za tęsknotą młodego pokolenia za analogicznymi czasami?

 This file is licensed under the Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported license. | Attribution: Yanek / fotopolska.eu

Dzień pierwszy infoShare był długi i muszę to stwierdzić - gdyby nie hektolitry kawy i napojów energetycznych miałbym duże problemy z czynnym udziałem podczas wszystkich prezentacji. Dzięki zastrzykowi kofeiny mój mózg na szczęście pracował non stop na najwyższych obrotach. Dziękuje zatem firmie przygotowującej catering za utrzymanie mnie ponadnormalnej kondycji intelektualnej tego dnia! Oby tylko nie przerodziło się to w uzależnienie, bo kawoszem jestem okazjonalnym.

Drugi dzień był już kwintesencją całego wydarzenia i ścieżka Social & New Media, którą wybrałem pokrywała się w 100% z moimi zainteresowaniami. Na początku świetna wymiana poglądów z Pawłem Tkaczykiem na temat budowaniu marki poprzez opowieści. Ciekawe wnioski o archetypie bohatera występującego od tysięcy lat w umysłach ludzi, fenomen miejskich legend. Było o czym posłuchać. Warto zwrócić uwagę też na postać prelegenta, który bardzo szybko zjednał sobie i porwał sale, na której na oko zasiadło ponad 100 osób. Publiczność odwdzięczyła się Pawłowi gromkim sto lat, gdyż okazało się, że ma on tego dnia urodziny. Pojawił się nawet tort ;-)

Z kolei bardzo ucieszył mnie temat, który poruszyli Hubert Tworkowski i Jan Zając z Sotrender. Optymalizacja działań w social media to coś, czym interesują się już od dłuższego czasu. Tym przyjemniej mi się zrobiło, gdy ujrzałem analizę tych samych case'ów, które poruszałem na ostatnim szkoleniu organizowanym dla mojego Koła Naukowego Public Relations UG. Jakby nie patrzyć to korzystam z dobrych źródeł wiedzy ;-)

Chciałem podsumować infoShare krótko i żartobliwie, ale ciężko tak duże wydarzenie zrecenzować za pomocą kilku akapitów. Tym bardziej, że moje rozważania byłyby niepełne, gdybym nie napisał o prezentacji Natalii Hatalskiej odnośnie wartości mediów analogowych w świecie postępującej cyfryzacji. To właśnie stąd wziął się patos na wstępie. Dzięki poruszonej przez specjalistkę ds. alternatywnych form komunikacji marketingowej wizji  przyszłości obudziły się we mnie obawy, ale jednocześnie nadzieje i oczekiwania futurysty. Temat z pewnością rozwinę w kolejnym poście, poświęcając mu już tyle miejsca na ile zasługuje, ale chciałbym zauważyć, że jako osoba która dojrzewała w czasach będących na pograniczu świata analogowego i cyfrowego dopiero w trakcie infoShare tak mocno dotarło do mnie w jaki sposób nowe technologie wpłynęły na nasze życie. Bo jak inaczej określić fakt, że dyskusje podczas konferencji toczyły się zamiast na salach to za pomocą hashtagów na Twitterze? Dlaczego networking przeniósł się na aplikację mobilną stworzoną specjalnie przez organizatorów wydarzenia? 

autor: Michał Żadkowski | @michalzadkowski

Nie oceniam tego zjawiska w żadnym razie negatywnie, ale nie mając przy sobie pierwszego dnia żadnego urządzenia mobilnego (tak, tak - nie mam smartphone'a ani tableta) czułem się momentami trochę "obok". Stąd nazajutrz popędziłem w kierunku ul. Żaglowej już z laptopem pod pachą. Reasumując młode pokolenie nie tylko tęskni za światem analogowym, ale w pewnych sytuacjach czuje się nim przytłoczona (by nie nadużyć słowa przerażona).

P.S. Na koniec obowiązkowe zdjęcie z fotobudki. Czy był w ogóle ktoś kto nie skorzystał z okazji do darmowego lansu? :-) Do zobaczenia za rok!



Maciej Biegajewski
maciej.biegajewski@gmail.com

sobota, 11 maja 2013

Wrocław na studencką kieszeń - relacja z majówki

Wyjątkowo długi weekend majowy dał nam okazję do zaplanowania ciekawej wycieczki. Początkowo za sprawą uruchomienia nowego połączenia Polskiego Busa z Gdańska do Rzeszowa (przez Łódź i Kraków) razem z Anią mieliśmy udać się do stolicy Małopolski. Ostatecznie dość spontanicznie wyruszyliśmy jednak nieco bardziej na zachód. Naszym ostatecznym, majówkowym celem został Wrocław. Poniżej znajdziecie kilka wskazówek, polecanych przez nas miejsc i krótką relację z naszego czterodniowego pobytu.

Podróż za jeden uśmiech

Jako początkujący autostopowicze w ramach zrefundowania sobie naszej nieobecności podczas Międzynarodowych Mistrzostw Autostopowiczów postanowiliśmy wyruszyć na Dolny Śląsk ulubionym środkiem transportu wszystkich hipsterów :-)














Swojego szczęścia zaczęliśmy szukać 1 maja punktualnie o godzinie 10:00 na ulicy Pabianickiej w Łodzi (tuż przy samej Galerii Handlowej PORT Łódź). Nie było to miejsce zbyt dobre do łapania okazji (bezpośrednio za światłami, brak miejsca do zatrzymania się), więc wkrótce przenieśliśmy się tuż za wiadukt krajowej 14-stki i skorzystaliśmy (chyba niezbyt legalnie ;-) ) z wyłączonego pasa ruchu.

Odradzamy stanowczo próby autostopowania w dzień wolny od pracy w związku z bardzo małym natężeniem ruchu. Po prawie 1,5h oczekiwaniu niemal zrezygnowaliśmy i postanowiliśmy szukać alternatywnego połączenia z Wrocławiem, co również nie było zbyt proste. Koniec końców tradycyjnie zamachaliśmy naszą tabliczką po raz ostatni przed zejściem z trasy i niczym dżin z butelki pojawił się przed nami granatowy samochód kombi. Okazało się, że sympatyczna pani za kierownicą jedzie aż do samego Wrocławia i bardzo chętnie nas podrzuci. Poczuliśmy ulgę :-)

Jazda upłynęła w miłej atmosferze i po około 3 godzinach znaleźliśmy się już w centrum miasta docelowego.

Naszą trasę znajdziecie pod tym linkiem.

Nocleg

Dzięki uprzejmości Marty mieliśmy zapewniony dach nad głową podczas kilku dni naszego pobytu we Wrocku. Wszystkim tym, którzy nie mają jednak znajomych w tamtej okolicy polecamy razem z Anią Corner Hostel, który znajduje się w bardzo atrakcyjnej lokalizacji (dosłownie kilka minut od Rynku), jest nowoczesny, schludny i zachęca cenami. Zatrzymaliśmy się w nim podczas naszej wrześniowej podróży do Pragi i byliśmy bardzo miło zaskoczeni płacąc 20 PLN za noc w pokoju wieloosobowym. Co ciekawe w tej cenie mieliśmy wliczone śniadanie!

Gdzie zjeść obiad, gdzie na kawę, a gdzie na piwo?

Wrocław jest upstrzony ogromną ilością restauracji, fast-foodów, kawiarni i pubów. My mieliśmy okazję sprawdzić kilka lokali.

Ja osobiście korzystałem z usług gastronomicznych Multifood STP, który przyciągnął moją uwagę zniżką dla studentów (-20%), dużym wyborem jedzenia, domową kuchnią i (wydawało mi się tak przynajmniej na początku) niską ceną jedzenia (3,29 PLN za 100g). Miłym dodatkiem było piwo za 4 PLN do każdego obiadu. Nie mając jednak miarki w oku, ani wagi w dłoniach i ulegając uczuciu głodu zaserwowałem sobie taką ilość jedzenia, która przełożyła się na cenę. Jak się okazało przy kasie, nie była tak okazyjna jak się wydawała.

Później stołowaliśmy się już głównie w Green Way'u (który nawet sąsiadował z wyżej wymienionym barem mlecznym). O ile jednego dnia trafiłem na przepyszne pierożki aromatyczne z cukinią i pieczarkami w sosie za około 13 PLN, tak kolejnego dnia kuchnia w porze obiadowej nie miała już większości składników i musiałem się zadowolić warzywami po bengalsku. Ania z kolei miała duże problemy ze skompletowaniem swojej sałatki.

Naszym hitem stało się jednak bistro w kinie Nowe Horyzonty. Tania, mocna i smaczna kawa, przystępne ceny przekąsek i dań lunchowych, wyśmienity ich smak... Po prostu rewelacja! Za sałatkę norweską lub quesadille z szynką parmeńską zapłacicie tylko 6 PLN. W sam raz na "małego głoda".

Bistro w kinie Nowe Horyzonty | źródło: wrcolaw.gazeta.pl

Przyjemnym miejscem na przerwę kawową okazała się także pobliska Central Cafe, która uraczyła nas wyjątkowo mocną białą kawą w bardzo ładnych kubeczkach. Niestety, tak jak zdecydowana większość kafejek we Wrocławiu, także i w niej zabrakło odtłuszczonego mleka (to tak dla informacji tych, którzy dbają o kalorie ;-) ). Kawiarnia ta to idealne miejsce na szybkie pobudzenie kilkoma łykami kofeiny, przejrzenie gazety i chwila relaksu przed wyruszeniem do dalszej pracy bądź zwiedzania. Trudno jest się tam rozsiąść na dłuższą chwilę. 

 Kawa w Central Cafe | autor: Ania :)

Nie samym zwiedzaniem, jedzeniem, sztuką i kawą człowiek żyje. Chcąc poznać nocne życie we Wrocławiu udaliśmy się także do klubów i pubów. Ceny alkoholu jak na tak oblegane przez turystów miasto nie okazały się takie złe i niewiele odbiegały od innych, większych aglomeracji w Polsce (no, może poza Łodzią) . W K!TSCHu piwko z kega (Grolsch) to 8 PLN, we Wściekłym Psie 7 PLN (Tyskie), a w Niskich Łąkach 6 PLN.

Szczególnie przypadła nam do gustu impreza w Niskich Łąkach, gdzie młodzi chłopacy grali stare, dobre drum'n'bassowe brzmienia, a sam klimat klubu pozwalał się cofnąć kilkanaście lat w czasy młodości Aphrodite'a ;-).

Zabytki, atrakcje i te pe...

Miałem ogromne szczęście trafić akurat w trakcie naszego pobytu na mecz o finał Pucharu Polski pomiędzy miejscowym Śląskiem i stołeczną Legią Warszawa. Dzień przed meczem po dwóch godzinach w kolejce po bilet udało mi się zdobyć wejściówkę na bardzo dobre miejsce i mogłem na żywo wspierać swoją ulubioną drużynę. Nie jest tajemnicą, że sympatyzuje z Legią, więc nie było łatwo jechać tramwajem i zasiadać w tłumie kibiców WKS-u, ale moje "neutralne" zachowanie nie przysporzyło mi zmartwień. 

Wrocławska arena zbudowana na potrzeby EURO 2012 jest przepięknym obiektem, kibice, którzy szczelnie zapełnili trybuny stadionu stworzyli świetną atmosferę (duże ilości pirotechniki!). Zabrakło trochę emocji sportowych, bo poziom naszej rodzimej ligi niestety pozostawia wiele do życzenia. Mimo wszystko warto było udać się 2 maja na stadion we Wrocławiu.



Deszczowa aura wpłynęła trochę na naszą opieszałość w zwiedzaniu, ale spacerowaliśmy Rynkiem, zobaczyliśmy Halę Ludową, odwiedziliśmy i wypiliśmy piwo na Wyspie Słodowej, odpokutowaliśmy swoje na "Mostku Pokutnic" ... Czego chcieć więcej? W każdym razie - Wrocław to piękne i przyjazne miasto i warto się w nim zagubić, by odnaleźć to co nieznane :-)

Jeszcze drobne słowo o komunikacji miejskiej. Rodowici wrocławianie podobno narzekają na autobusy i tramwaje, ja jednak mam pozytywny obraz tamtejszego MPK. Tanie bilety (72h studencki za 13 PLN), dużą ilość linii i częste kursy (nawet w dni wolne od pracy) to plusy lokalnego transportu. Trochę gorzej z nowoczesnością pojazdów, bo zdarzają się  jeszcze na ulicach Jelcze, które powoli nadają się bardziej do muzeum niż na codzienną przejażdżkę po mieście. Z drugiej strony dodaje to uroku niczym retro tramwaje w Pradze, Ikarusy w Białymstoku czy elbląskie "Helmuty"

Teraz pozostaje nam obrona naszych dyplomów i ruszenie w wakacyjną trasę, która na pewno będziemy relacjonować na blogu!

Maciej Biegajewski
maciej.biegajewski@gmail.com

środa, 8 maja 2013

Kreowanie wizerunku w polityce - spotkanie z Janem Kreftem

Miło nam poinformować, że zostaliśmy patronem medialnym bardzo interesującego wydarzenia organizowanego przez Koło Naukowe Public Relations UG. Już w najbliższy poniedziałek odbędzie się spotkanie z dr hab. Janem Kreftem. Wszystkich zainteresowanych serdecznie zapraszamy 13 maja o godzinie 15:00 do sali 505 na Wydziale Ekonomicznym w Sopocie, gdzie odbędzie się szkolenie z zakresu kreowania wizerunku w polityce.

Jan Kreft jest doktorem nauk ekonomicznych, a także byłym zastępcą redaktora naczelnego „Dziennika Bałtyckiego”. Ponadto pełni funkcję przewodniczącego Rady Nadzorczej Radia Gdańsk SA. Dr hab. Jan Kreft jest twórcą strategii komunikacyjnej dla Kancelarii Prezydenta RP, a w przeszłości doradzał przy kampaniach parlamentarnych i samorządowych. Specjalista w sprawach kampanii politycznych jest autorem ponad 1200 artykułów prasowych m.in. w czasopismach "Polityka", "Wprost". Jan Kreft podzieli się z uczestnikami wydarzenia swoją cenną wiedzą z zakresu Public Relations i marketingu politycznego, a także odpowie na pytania publiczności.

Więcej o wydarzeniu na facebooku.